Ścieżka rozpoczyna się na ulicy Szlachtowskiej bocznej Na Potoku około kilometra od centrum Szczawnicy. Dalej prowadzi poprzez Przełęcz Klimontowską i szczyt Jarmuta 794 n.p.m do figury Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej na polanie Andrzejówka . 3 km czas 1h 15min.
Początkowo idziemy ulicą Szlachtowską do ostatnich zabudowań, tu należy przejść na drugą stronę
Potoku Klimontowskiego, i dalej drogą gruntową. Po ponownym przekroczeniu strumienia wzdłuż
doliny przez 1,5 km aż do osiągnięcia po lewej stronie łąk, gdzie opuszczamy sąsiedztwo potoku
i kierujemy się w lewo do przełęczy 500 m.


Przełęcz Klimontowska 696 n.p.m


Na prawo 500 m dojście do szlaku niebieskiego prowadzące go wzdłuż Małych Pienin , na wprost 2 km zejście do Szlachtowej , na lewo droga na Jarmutę początkowo ostro w górę później zakosami w prawo i lewo. Do szczytu 800 m. 15 min. Piękne widoki na Pieniny i Tatry.
Kierujemy się na północ zostawiając po prawej stronie maszt przekaźnikowy dochodząc do polany
Andrzejówka, z której dostrzegamy rozległe widoki na Pieniny, Gorce i Beskid Sądecki. W dole
rozciąga się piękna panorama Szczawnicy , z tego miejsca można również zobaczyć zachód słońca
nad Pieninami . Na prawo od drogi około 200 m od szczytu wyłania się figura Matki Boskiej
Niepokalanie Poczętej.
Powrót tą samą drogą lub dalej w dół przez Siodełko, nieczynne kamieniołomy do osiedla Malinów
2 km w 40 minut stamtąd do centrum Szczawnicy (3,5 km).

Niezwykły ksiądz

Poniżej przedstawiono w skrócie niektóre z działań ks. Jana Kozioła rezygnując świadomie, aby nie wydłużać tekstu, z szerokiego opisu jego prac typowo duszpasterskich.  Oprócz nich wykonywał mnóstwo prac społecznych, choć nie były jego obowiązkami kapłańskimi. Traktował je jako obowiązki człowieka wobec potrzebującego człowieka. W poniższym opisie ujęto w cudzysłów dosłowne fragmenty relacji świadków zdarzeń, a cały tekst jest streszczeniem wielu takich relacji.

Wrażliwość i miłosierdzie

Ksiądz Jan Kozioł pracował w Szczawnicy w latach 1922-1942 jako katecheta. Oprócz tego uczył religii w Krościenku. Drogę w obie strony, łącznie 12 km, przemierzał pieszo. Przez uczniów był tak bardzo lubiany, że niektóre szczawnickie dzieci po swojej lekcji religii często i chętnie szły z nim do Krościenka po kamienistej,  wtedy budowanej, żwirowanej drodze, aby  tam znowu uczestniczyć  wprowadzonej przez niego katechezie. Ksiądz traktował je serdecznie, po ojcowsku. Kiedyś zdarzyło się, że na tej drodze jedno z towarzyszących mu dzieci poraniło do krwi bose stopy –buty były wtedy niemal luksusem. Ksiądz Jan wziął je zatem na plecy, „na barana” i tak niósł z Krościenka do Szczawnicy. Innemu poradził, jak leczyć, jakimi ziołami okładać i jak bandażować  ropiejący palec. Grupę półsierot, których ojcowie nie powrócili z I. wojny światowej dożywiał regularnie przed pierwszą lekcją szkolną w swoim mieszkaniu na plebani, przygotowując im śniadanie za własne pieniądze. Ponadto zabierał kanapki do szkoły i rozdawał je innym głodnym dzieciom, także żydowskim, których religii nie uczył. Gdy siostry służebniczki dowiedziały się, że rozdaje w szkole kanapki głodnym dzieciom,  przynosiły mu kanapki przeznaczone tylko dla niego, ale on także i te rozdawał. Kiedy zorientował się, że niektóre dzieci nie chodzą do szkoły dlatego, że nie mają butów zimowych lub stosownego ubrania, kupował niezbędne im rzeczy  za własne pieniądze i dyskretnie rozdawał potrzebującym rodzicom. „Połataną sutanną czy takimiż  butami nie przejmował się, ale rodzice uczniów, widząc ubóstwo u nauczyciela ich dzieci, nie skąpili datków w naturze czy w gotówce, jako ofiary na Mszę św., albo w formie upominków imieninowych. Ale nasz ks. Jan Kozioł, nauczyciel religii, nigdy grosza nie miał,  bo otrzymane ofiary rozdawał biednym w okolicy, których stale odwiedzał” (Józef Węglarz-Matusek). „Potrzebującym rozdawał swoje rzeczy, a jak nie miał odpowiednich, to je zdobywał, aby potrzebujących obdarować”. (Maria Słowik). Nawet swoją nową sutannę podarował, aby z niej uszyto ubranie umożliwiające chodzenie do kościoła człowiekowi, który w czasie wojennej biedy miał tylko zniszczone, łatane ubrania robocze. Gdy chodził po kolędzie to od ubogich ludzi nigdy nie brał pieniędzy, ale im je rozdawał.

Czasem na lekcjach był surowy i –jak to było w ówczesnych szkołach powszechnie praktykowane –potrafił cienkim kijem przyłożyć niesfornym uczniom na siedzenie. Mimo to dzieci lgnęły do niego, gdy tylko zobaczyły go na ulicy, biegły mu na spotkanie i cieszyły się choćby krótką chwilą kontaktu ze swoim katechetą. „Małe dzieci brał na ręce i bawił jak ojciec. Dorośli jego uczniowie szli z nim pod rękę jak z kolegą równym sobie”. (Józef Węglarz-Matusek). Wśród parafian ks. Kozioł cieszył się wielkim zaufaniem i autorytetem. Interesował się pracą tutejszych rolników, szukał sposobów, by ją ulepszyć i ulżyć pracującym. Uczył sadzić i pielęgnować ziemniaki , buraki, kwiaty i drzewa owocowe. Sprowadzał za własne pieniądze różne ich odmiany. Urządzał konkursy rolne, np. na największego buraka. Fundował nagrody dla laureatów.  Najbardziej okazałe płody rolne eksponował na wystawach, które prezentował nie tylko w Szczawnicy, ale i w innych miejscowościach.

ks. Jan Kozioł ogłasza wyniki konkursu na największego buraka.

Spieszył na pomoc w nieszczęściach: m.in. chodził po drabinach pomagając przy gaszeniu wielkiego pożaru na Miedziusiu kilka lat przed II.  wojną światową. Gdy dowiedział się, że kogoś z parafian dotknęła poważna choroba lub inne utrapienie, bez zaproszenia przychodził do niego, serdecznie rozmawiał i potrzebującemu zostawiał trochę pieniędzy. „Wyszukiwał też chorych i śpieszył im z pomocą” (Bronisława Węglarz). „Pamiętam, że często wstępował do nas bez żadnego uprzedzenia, po prostu przechodząc ulicą był ciekawy czy wszystko w porządku, czy dzieci zdrowe” (Stanisława Wiercioch). Kilkanaście lat po jego śmierci napisano o nim „Wszystkim  służył,  wszystkim się udzielał i był wszystkim dla wszystkich”. (Bronisława Węglarz).

Wychowanie młodzieży i regionalizm

Ks. Kozioł dbał też o młodzież. Starał się o urozmaicenie jej codziennego życia, organizował dla młodych różne konkursy, gry, zabawy, wycieczki, pielgrzymki i zawody sportowe: piłkarskie i narciarskie. Do wspominanych dziś miejsc docelowych wycieczek i/lub pielgrzymek należy zaliczyć: Rożnów, Wieliczkę, Czerwony Klasztor, Częstochowę, Piekary Śląskie a do zdobywanych szczytów Palenicę i Jarmutę (najczęściej), Bryjarkę, Groń, Sokolicę, Trzy Korony, Górę Zamkową i Tatry. „Gdy nam organizował wycieczki, to za wszystko płacił zamiast nas-myśmy jako dzieci nie płacił”  (Jadwiga Zachwieja).

Przygotowywał z młodymi występy sceniczne o charakterze patriotycznym, religijnym i regionalnym. „Sztuka „Góralskie wesele” grana przez zespół szczawnicki pod kierunkiem wybitnego reżysera Jana Malinowskiego, po tragicznej śmierci najlepszego aktora poczęła  szwankować, toteż widząc to,  ks. Jan Kozioł, aby zapobiec rozleceniu się zespołu, postanowił przygotować młodą kadrę i dołączyć ją do starego kompletu, aby ta sztuka była nadal grana.

Jego to zasługa, że Michał Słowik opracował utwór sceniczny pt. „Janosik”, napisał też nowelę pt. „Zbójnicki róg” oraz piękne stylowe wiersze i pieśni. Jego to zasługa, że Piotr Zachwieja  zorganizował zespół pieśni i tańca szczawnickiego z doborowych ludzi. Jego to zasługa, że Józef Zachwieja-Madziar jest popularnym wieszczem różnych informacji z przeszłości szczawnickiej. Jego to zasługa, że Helena Czajowa jest reżyserką. Jego to zasługa, że trzech braci Malinowskich-Haledraków, których matka była z rodu Węglarzów jest sławnymi ludźmi w Szczawnicy. Zasługą to ks. Jana Kozioła, że Józek Ciesielka-Kubas, choć już w tej chwili stary jest wielkim miłośnikiem regionu, dzielnym aktorem, starostą, piosenkarzem, skrzypkiem, basistą w zespole regionalnym „Wesele góralskie”. Ci wszyscy wyżej wymienieni starsi są wychowankami ks. prefekta Jana Kozioła, młodsi zaś biorą przykład ze starszych i idą ich śladem” (Józef Węglarz-Matusek).

Ks. Kozioł gorliwie i systematycznie pielęgnował zwyczaj obowiązkowego ubierania się po góralsku osób bierzmowanych. W podobny sposób zarządził, że strojem organizacyjnym członków Akcji Katolickiej jest strój górali szczawnickich. Dotyczyło to dwóch organizacji wchodzących w jej skład: Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej i Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. Oba te stowarzyszenia (także  np. koło ministrantów, czterogłosowy chór parafialny, Rycerstwo Niepokalanej) założył i prowadził do końca życia. Organizował dla młodzieży i starszych bezpłatne kursy krawiectwa i haftu, aby więcej ludzi umiało sprawić sobie tańszym  kosztem strój regionalny.

W czasie II wojny światowej pomagał swojemu proboszczowi, ks. Michałowi Matrasowi w antyhitlerowskich działaniach konspiracyjnych. Na plebani był punkt kontaktowy dla kurierów oraz mały skład broni. Ks. Kozioł chodził na Przehybę i Skalskie niosąc posługę duszpasterską, wsparcie duchowe i tajne informacje dla stacjonujących tam partyzantów Armii Krajowej.

Choroba, śmierć i pogrzeb

Za swą działalność patriotyczną został skatowany, skopany przez gestapowców w górnej części alei zwanej „schodkami” w Parku Górnym. Widziała to przez okno rodzina Oleksych mieszkająca w domu, w którym dziś mieszkają Państwo Stychno. Po tym pobiciu Niemcy zabrali ks. Kozioła do swojej siedziby, gdzie był aresztowany. Od tego czasu, po uwolnieniu go z aresztu, chorował. Dr Zbigniew Kołączkowski stwierdził poważne uszkodzenie układu moczowego i skierował go do szpitala w Nowym Targu. W szpitalu tę chorobę określono następująco: „zakażenie od dróg moczowych z uszkodzeniem mięśnia sercowego”. Wieczorem 23 sierpnia 1942 r. zmarł w szpitalu nowotarskim. Osobom, które się nim opiekowały mówił, że pragnie być pochowany w Szczawnicy „pod Huliną”.

Kiedy w jego mieszkaniu szukano ubrania, w które można było go ubrać do trumny, nie znaleziono ani jednej białej koszuli. Ostatnią  podarował rodzinie  zmarłego wcześniej niż on parafianina, aby mu skompletowała śmiertelny przyodziewek. Wszystkie białe tkaniny: obrusy, bieliznę pościelową,  rozdał matkom dzieci pierwszokomunijnych, by w czasie biedy wojennej  uszyły odpowiednie stroje. Koszulę na jego pogrzeb uszyły mu siostry ze „Świtezianki” z ich prześcieradła… „Byłam tam jak siostra szyła tą koszulę z prześcieradła i widziałam jak szyła ipłakała” (Józefa Tokarczyk). Gdy ks. Kozioł był już w trumnie, gestapowcy przyszli na plebanię, aby go aresztować.

Jego ciało przywieziono autem z Nowego Targu, a przed pierwszymi zabudowaniami Szczawnicy, przy Kotońce, uroczyście je witano. Z czółen flisackich, ozdobionych wieńcami splecionymi z jodłowych gałązek, zrobiono powitalną bramę, jak na prymicje. Gdy trumna dotarła na to miejsce  i została położona na stołach nakrytych białymi obrusami wśród zebranych dał się słyszeć wielki i głośny szloch. Wygłaszano przemówienia, a dzieci recytowały wiersze. Po tym powitaniu górale nie pozwolili wieźć ciała księdza. Wzięli trumnę na ramiona i nieśli ją do kościoła, trzymając obok niej zapalone pochodnie. Honorowo dźwigali ją na przemian przedstawiciele wszystkich stanów, strażacy, kajakarze i kapłani z dekanatu. Była orkiestra, bractwo różańcowe, poczty sztandarowe, chorągwie kościelne. Orszak pogrzebowy przemierzył do kościoła dwukilometrową  trasę. Był bardzo liczny, zgromadził wiernych z obu Szczawnic: Niżnej i Wyżnej oraz z Krościenka, także dzieci i młodzież szkolną. Kto tylko mógł był ubrany po góralsku z żałobnym dodatkiem do tego stroju. To była manifestacja -jedyny taki w historii Szczawnicy kondukt pogrzebowy zmierzający do kościoła.  Nawet gestapowcy zdziwieni dużą liczbą ludzi, pytali, kto to zmarł. A niemieccy funkcjonariusze straży  granicznej, napotkawszy kondukt na Barychowie, prezentowali broń.

We wspomnieniach ustnych żyjących jeszcze uczestników pogrzebu niezmiennie przewijają się informacje o ogromnym tłumie ludzi, który na cmentarzu żegnał bliskiego ich sercu kapłana i o pożegnalnej mowie szczawnickiego górala, szefa Akcji Katolickiej Dominika Malinowskiego, a szczególnie o jego słowach, którymi zwrócił się do Zmarłego: „Ty, coś ostatnią koszulę podarował potrzebującemu…”. Wywołały one głośny płacz zebranych, którzy się go nie wstydzili. Liczni uczestnicy pogrzebu zemdleli.  Ówczesny administrator parafii ks. Wojciech Zygmunt w swoim przemówieniu pogrzebowym ogłosił, że ks. bp. ordynariusz,dowiedziawszy się o śmierci ks. Jana Kozioła, powiedział, że był on perłą całej diecezji tarnowskiej. Od siebie zaś ks. Zygmunt dodał „Cieszmy się, że będziemy mieli w niebie tak bliskiego świętego, który będzie za nami orędował przed Panem Bogiem”. (Bronisława Węglarz) Ks. Kozioł został pochowany tymczasowo w grobowcu rodziny Oleksych, a po pogrzebie przystąpiono do budowy nagrobka dla niego. Grobowiec wyglądał okazale.  Biorąc pod uwagę, że był to czas okupacji hitlerowskiej, czas wielkiej biedy materialnej, parafianie dokonali ogromnego wysiłku finansowego. Zbudowali księdzu grobowiec imponujący do dziś.

Nadprzyrodzona więź

Czasami widuje się przy grobie ks.  Jana Kozioła modlących się ludzi. Niektóre osoby twierdzą, że dzięki jego orędownictwu wyprosiły u Pana Boga potrzebne łaski. Oto dwa z wielu spisanych świadectw.

„W roku 1964 byłam bardzo ciężko chora. Lekarze nie dawali nadziei na wyzdrowienie. Byłam w szpitalu w Nowym Targu przez jeden miesiąc. W końcu po operacji, lekarze powiedzieli mojemu mężowi, że nie dożyję do wieczora. Jednak żyłam dłużej i zostałam ze szpitala wypisana. Po powrocie do domu czułam się bardzo źle, szwy popękały, rany ropiały, nie chciały się goić. Bandażowałam się w domu i chodziłam na grób ks. Kozioła, prosić Boga o zdrowie. Po około jednym miesiącu tych modlitw poczułam się lepiej, a po trzech miesiącach wróciłam do pracy. Przedtem, gdy byłam w szpitalu, to moja mama chodziła codziennie na grób ks. Kozioła i tam modliła się o moje zdrowie”. (J.T. ur. 1927, notatka z roku 2006)

„Ksiądz Jan Kozioł uczył mnie  w „Ochronce” na Barychowie, byłam małą dziewczynką, ale dobrze księdza katechetę zapamiętałam. Ponieważ często odwiedzam  nasz rodzinnygrobowiec sąsiadujący z jego grobowcem często ofiaruję za niego modlitwy, palę znicze. Czyni tak zresztą wielu mieszkańców Szczawnicy, dlatego na grobie księdza Kozioła zawsze są świeże kwiaty ipalące się lampki i to w dużej ilości. Ponieważ niestety w ostatnich latach byłam częstym gościem różnych szpitali, dlatego przed każdą operacją swoje życie polecałam w modlitwach wstawiennictwu księdza Kozioła i zawsze wychodziłam obronną ręką, ponieważ osoba księdza była moim oparciem w chorobie a pomoc w powrocie do zdrowia była ewidentna. Wiem, że ksiądz Kozioł pomaga wielu ludziom i modlitwy do niego skierowane są wysłuchane”. (M.S. ur. 1936, notatka z roku 2006).

W ziemskim życiu ksiądz Jan pomagał ludziom w ich rozlicznych potrzebach. Dlaczego miałby ich
nie wspierać również teraz, doświadczając innego życia?